Siedzę sobie właśnie i wspominam. Za oknem gra jakiś lokalny rockowy zespół. Przyjechał autobus i chętni oddają krew. Rok temu i my potrzebowaliśmy krwi dla naszego Wojtka. Znalazły się osoby, które pomogły. I tak, równo rok temu - 30 lipca 2010 roku nasz Bąbel został zabrany na salę operacyjną. Oddałam go w ręce kardiochirurgów. Operacja prawie pięciogodzinna zakończyła się sukcesem. Dziura w serduszku została zaszyta. Dziś wspomnieniem jest niemała blizna na klatce piersiowej i kilka innych drobniejszych. Ale nie są one ważne, po prostu przyzwyczailiśmy się do ich widoku. Najważniejsze jest to, że nasz synek żyje, że walczył dzielnie, że jest z nami.
Wspominając te chwile mam oczy pełne łez - łez szczęścia. Powikłań nie było żadnych, nastąpiła znaczna poprawa, więc tylko pozostaje nam się cieszyć, gdyż Wojtek broi jak to chłopiec w jego wieku. Uśmiech nie schodzi mu z buzi ... po prostu nasze małe Słoneczko daje nam tyle szczęścia ile może dać dziecko rodzicom ...