wtorek, 30 listopada 2010

RR - A Dictionary of Gardens (1)



  Jakiś czas temu Anetka poszukiwała grupy osób do wspólnej zabawy RR. Udało mi się "załapać" do drugiej dziewiątki. Obrazek, który mamy wspólnie xxx - to obrazek Bothy Threads - "A Dictionary of Gardens".



  Jest to moja pierwsza zabawa tego typu. Myślę, że chyba nie ostatnia, chociaż tutaj bardziej chodzi o moje moce przerobowe i ciągły brak wolnego czasu. Już dawno temu chciałam się "podpiąć" do jakiejś grupy, ale wiedziałam, że nie dam rady - a po co się zapisywać i dziewczynom "grać" na nerwach. Nadszedł odpowiedni moment i oto ja mogę pochwalić się swoim pierwszym obrazkiem:


  Myślałam, że przy konturowaniu postaci padnę. Najgorsze były twarze. Jakoś im podołałam, chociaż zadowolna nie byłam. Cóż zrobić- musiało tak pozostać i tyle.



  Kanwa wraz z zeszytem została wysłana wczoraj, więc niebawem powinna być na miejscu. Teraz czekam na kanwę Michaliny. Ale kolejny obrazek będę robiła dopiero w nowym roku. Teraz cały czas walczę ze skarpetą. A święta tuz tuż ...


sobota, 27 listopada 2010

Skarpeciora dla Wojtka (5)



  Nie spodziewałam się, że to już ponad tydzień czasu minął od mojego ostatniego wpisu. Po prostu ostatnie dni były takimi "na wariackich papierach". Wojtek miał wiele kontrolnych wizyt u lekarzy, że po prostu cały czas był poświęcony dojazdom do specjalistów. Na szczęście - na chwilę obecną jest ok, oby tak dalej, z czego bardzo się cieszę. Wiem, że to dopiero początek naszej krętej drogi, wiele zakrętów przed nami, ale każde dobre słowo od lekarzy, że wszystko jest dobrze, że "prowadzimy" nasze dziecko poprawnie dodaje mi sił, dodaje mi wiary, że będzie dobrze.
  Ale wpis nie miał dotyczyć Wojtka, ale skarpeciory, którą dla niego przygotowuję. Krzyżyków za wiele nie przybyło. Wykończeni wracaliśmy do domu, sił starczało na ogarnięcie się i padaliśmy spać, aby rano wstać i znów samochodem kilometry przemierzać. W sumie to mogłoby być więcej, ale nie będę już taka krytyczna w stosunku do siebie. Poniżej zdjęcie przedstawiające fragment, w którym przybyło najwięcej:


  Nadal mogę mówić, że rewelacyjnie się robi, film spokojnie można oglądać, więc jest takie 2 w 1. Całość na chwilę obecną ma ponad 10 tys krzyżyków. Zobaczymy, ile jeszcze przede mną. Coś czuję, że jakieś 5 - 6 tys. Obym dała radę ;)



Zapisałam się także do zabawy Blog-Hop zorganizowanej przez Projektantki Szuflady:


piątek, 19 listopada 2010

Szufladowe wyzwanie



  Postanowiłam wziąć udział w kolejnym wyzwaniu Szuflady, mianowicie:

Kitshy pink



czyli krasnale, Czerwony Kapturek, jelonki i inne ikony kiczu w różowej wersji.


Inspiracją jest taka oto mozaika:



  Kilka dni temu wykonałam pracę, ale za nic nie mogłam pstryknąć fotki. Ciągle coś innego było do zrobienia. Dziś natomiast cały dzień w Poznaniu, i dopiero wieczorem, w ostatniech chwili udało się, ale przy sztucznym świetle zdjęcia są jakie są. Pomyślałam sobie jednak, że to dodatkowy atut tego "kiczowego" wyzwania. Moje zdjęcia są tak beznadziejne, że aż kiczowate, więc tym bardziej się zgłaszam.

  A co przygotowałam? Otóż - bransoletkę z dużych fasetowanych kul Agatów Martix w kolorze fuksji, przekładanych hematytem i małymi, fasetowanymi kulkami agatów.



  Na tym zdjęciu powyżej nie widać jeszcze tego wyjątkowego koloru, ale nie myślcie, że jest taki łagodny. Co to - to nie!!!!. Jest wręcz wściekły:







Ja jestem zadowolona i mam nadzieję, że udało mi się sprostać wyzwaniu.



Pozdrawiam serdecznie i buziaki przesyłam.




poniedziałek, 15 listopada 2010

Skarpeciora dla Wojtka (4)

  Na samym początku mogę powiedzieć, że gdy tylko na spokojnie przeczytałam poprzedni wpis, to za głowę się złapałam. Przecież on ani składu ani ładu nie miał. Do tego te fatalne zdjęcia. O matko ... ale postanowiłam nie cofać się w działaniu i nie będę nic edytować, nic poprawiać. Zostanie jak jest. Po prostu następnym razem, gdy przeczytacie tak "wspaniały" post - znaczy, że Wojtek siedzi na moich kolanach i zdecydowanie "pomaga" mi w tworzeniu.

  Pracuję nad skarpetą, oj pracuję, ale muszę powiedzieć szczerze, że zaczynam wątpić czy zdążę z nią na Boże Narodzenie. Tak bardzo bym chciała, ale jednak maszynki w dłoni nie mam i krzyżyki przybywaja w takim tempie, w jakim przybywają.
  Dla osób, które nie są w temacie, pokazuję jak ma wyglądać skarpeta po skończeniu:


  Ja byłam i nadal jestem nią zauroczona, bardzo fajnie się ją robi, ale jest jedno ale - czas za szybko ucieka. Jednak nie myślcie, że się poddałam, co to, to nie. Zdecydowanie brnę do przodu z wiarą, że dam radę.

Tak wyglądała wczoraj:




Jest tutaj ponad 9 tys. krzyzyków. Jeszcze pewnie druga taka sama ilość do zrobienia będzie. Dodatkowo - jeszcze kontury. A zapowiadają się bajecznie, zresztą zobaczcie:




  Teraz tylko pozostaje zabranie się do pracy, a Was proszę o trzymanie kciuków. Czasu coraz mniej, ale jest szansa.


sobota, 13 listopada 2010

Całkiem słoneczna Anielinka



  Opornie mi ona szła. Oj opornie. Jakoś skończyć nie mogłam, nie wiem nawet czemu, bo osobiście bardzo mi się podoba.

  Kolejna moja Anielinka prezentuje się następująco:


Jest to kolejna wysoka panna, bo mierzy całe 49cm. Zrobiona z bawełny i lnu z bawełną.


  Mam nadzieję, że niedługo znajdzie swój nowy domek, bo ogólnie to na chwilę obecną jest u mnie, a do kogo trafi - nadal nie wiem.

  Posiada burzę blond loków, upiętych delikatnie na tyle głowy:



  Jest tak urocza, pełna wdzięku, że mam nadzieję iż sprawi, że osoba, która będzie ją miała uśmiechnie się nie jeden raz.



  Zdjęcia ze względu na beznadziejną aurę są, jakie są. Może jutro uda mi się je poprawić, to zrobię coś nowego i powymieniam. Po prostu - po jej skończeniu miałam taką chęć ją tutaj pokazać, że nie patrząc na krytyczne opinie dotyczące mojej profesjonalnej fotografii - po prostu raz  dwa - opublikowałam tutaj.

  Justynko - pytałaś, jeszcze na poprzednim blogu, jak robię włosy u anielinek. Po prostu kupuję takie specjalne dla lalek, wynalazłam je w jednym z angielskich sklepów. Zrobiłam zapas i teraz wykorzystuję.

  Padło też pytanie o podkładkę, gdzie ją kupiłam. Już w poprzednim poście napisałam, że pochodzą one z moich starszych zapasów. Kupiłam je w sklepie, którego już nie ma. Osoby, które trafiły do tego sklepu, wiedzą o jakim mówię. Ja nawet nazwy nie pamiętam. Dawne dzieje. Teraz nie mam pojęcia, gdzie można je zakupić.


wtorek, 9 listopada 2010

Zakładka do książki



  I nareszcie mogę pochwalić się skończoną zakładką do książki, zrobioną przez mojego męża. Pierwszą stronę prezentowałam na swoim starym blogu Mulinkowe krzyżyki. Teraz już jest kompletna, obie strony zrobione, zszyte ze sobą a nawet pojawił się chwościk, tak, aby dopełnić całość.


Robił ją na Aidzie 16 DMC. Uważam, że nie jest źle, jak na pierwsze kroki w xxx.



Napis wykonał cieniowaną muliną Anchor nr 1304.

Na koniec zszył tak jak zszywa się biscornu:



I oto można używać jej do książki. Aż Kubuś spadł z wrażenia ;)




  A ja ze swojej strony bardzo chciałabym podziękować Wam za tak ciepłe przyjęcie w nowym "mieszkanku". Wierzę, że będzie mi tutaj miło, bo jakby inaczej, gdy tyle przyjaznych duszyczek dookoła. Chciałabym jeszcze przeprosić, że nie wszystkie adresy blogów przeniosłam tutaj. Robię to stopniowo, w miarę jak mam chwilkę wolnego czasu. Powolutku, do skutku - i wszystkie ulubione adresy tutaj trafią ;)

Odpowiadając na pytanka:

  Haniu - jest to taka specjalna podkładka, składająca się z dwóch elementów, między które można włożyć haft, zdjęcie lub cokolwiek innego (nie wnikam ;)). Nie wiem, gdzie teraz można je zakupić, podkładka pochodzi jeszcze z moich starych zapasów.

  monalisa - Aidę w serduszka, jak i wszystkie inne, kupuję w sklepie Haft krzyżykowy. Widzę, że w tej chwili nie ma różowych serduszek, ale są inne. Do tej pory nie sparzyłam się na tym sklepie, więc mogę polecić.

  Uciekam na kolacyjkę. Bąbla położyłam spać, więc mam kilka chwil na xxx. Spokojnej nocy.


piątek, 5 listopada 2010

Podkładka pod kubek



  Truskawki. Owoc, który kojarzy mi się z dzieciństwem, z latem, z beztroską i słodyczą. Uwielbiam je wcinać do czasu, aż wystąpi ból brzucha, bez opamiętania. No, w tym sezonie musiałam troszkę przystopować przez wzgląd na karmionego synka, ale i tak co nieco poskubałam.
  Truskawki kojarzą mi się z moim dziadkiem, a jeżeli już pojawia się dziadek to i wraz z nim wspomnienia z dzieciństwa. Pamiętam jego działkę a na niej spory kawałek z krzaczkami truskawek. Rosły sobie pod jabłoniami, nikomu nie przeszkadzając, ciesząc oczy każdym pąkiem, każdym owocem, zwłaszcza tym czerwieniącym się. Dziadek każdego roku zbierał pierwsze dojrzałe owoce, które dostawałam z bratem po pokazaniu świadectwa na zakończenie roku szkolnego.
  Pewnego roku jednak czerwiec był dość mokry i chłodny. Truskawki nie dojrzewały. Zbliżał się koniec szkoły, otrzymaliśmy świadectwa, pędzimy do dziadka a ten strapiony mówi, że był bardzo szczęśliwy, bo jedna piękna, dorodna truskawka dojrzewała, dostawała rumieńce. Był przeszczęśliwy z tego jednego owocu, ale pech chciał - pewien ślimak też był przeszczęśliwy, gdy ta oto truskawka pojawiła się na jego drodze. Zrobił wielką dziurę wewnątrz, zjadł środek i tyle go było. Dla nas nic nie zostało.
  Tak właśnie narodził się w mej głowie pomysł na Smak dzieciństwa - kolejne wyzwanie Szuflady. Gdy tylko zobaczyłam na stronie ten temat, od razu pomyślałam ciepło o truskawkach i tak oto powstała podkładka pod kubek:

                 

  Soczyste owoce, które ma się ochotę schrupać, ach - wspomnienie dzieciństwa i lata, które każdego roku obdarza nas swymi darami.


                       

  Do podkładki dodaję jeszcze przepyszny koktail z truskawek, małej ilości cukru i kefiru. Oczywiście owoce nie były świeże, tylko mrożone, ale i tak pachniało w całej kuchni.

                      

  Motyw do podkładki haftowało mi się bardzo miło. Użyłam Aidy 14 DMC, białej w różowe serduszka - chyba widać ten motyw na zdjęciach. Do haftu uzyłam aż 15 kolorów muliny. Sama nie mogłam uwierzyć, że aż tyle. I to chyba wszystko ze strony technicznej.

Mnie podkładka urzekła, ciekawe czy Was też?

Miłego weekendu Wam życzę.



Powitanie



  I powinnam zaśpiewać razem z zespołem Elektryczne gitary - "I co ja robię tu... ". W sumie sama do końca przekonana nie jestem, czy dokonałam dobrego wyboru, ale chyba przeniosę się tutaj. Miałam kilka problemów z Bloogiem, dodatkowo brak mozliwości dodawania komentarzy przez Was sprawiło, że postanowiłam się ruszyć i odrobinę rozwinąć w innym miejscu.
  A gdzie wcześniej pisałam i skąd mnie znacie, mianowicie z bloga Mulinkowe-krzyżyki. Powolutku zakotwiczam tutaj. Mam nadzieję, że wybaczycie mi małe niedoskonałości i przyjmiecie w nowym miejscu.

Buziaki przesyłam